wtorek, 11 marca 2014

Zrozumieć siebie...

Czasami ludzkie życie da się zamknąć w kilku zdaniach... Ale to tylko pozory.
 Są ludzie, którzy nie mogą lub nie potrafią opowiadać o sobie. Historię ich życia znają tylko najbliżsi, albo i to nie...
Dla mnie każda historia każdego człowieka jest bardzo ciekawa, bo pozwala zrozumieć nie tylko jego samego, ale też pośrednio i moje własne życie.
To uczy niesamowitego dystansu do siebie, ale też i pokory.

Kiedy ma się te kilkanaście lat, dwadzieścia parę, wydaje się, że cały świat leży u naszych stóp...
Że wszystko jest na wyciągniecie ręki. Jest w nas wtedy młodzieńcza zarozumiałość, pewność, że wystarczy tylko chcieć, a dostaniemy wszystko, o czym tylko zamarzymy.
Niestety, życie codziennie koryguje nasze plany i marzenia i nawet nie zauważamy, jak nasz idealizm ulatnia się w niebyt. Stajemy się bardziej realistyczni, bo już wiemy, że nie wszystko zależy od nas...
Dostajemy masę kopniaków. Często z własnej winy, bo podejmujemy niewłaściwe decyzje.
Mnie też zdarzyło się zaliczyć sporo takich wpadek, w których klęłam na własna głupotę.
Ale na wiele wydarzeń nie miałam żadnego wpływu.
Te najbardziej uczyły mnie pokory.

Ot, chociażby sprawa mojej wiary.
Nigdy nie byłam za bardzo religijna.
Wierzyłam w Boga. To na pewno. Ale nie lubiłam tej całej celebry związanej z kościołem.
Zawsze wierzyłam, że Bóg ma wpływ na nasze życie. Że nasz Los jest u Niego gdzieś tam zapisany. Męczyło mnie tylko jedno. Dlaczego jednemu daje życie lekkie i łatwe, a drugiemu tyle nieszczęść, że można by nimi obdzielić paru ludzi.
Ile razy zaczynałam wychodzić na prostą, znów zawalało mi się wszystko, przynosząc kolejne cierpienia i udręki...
Po drugiej ciąży obraziłam się na Boga. Na wiele lat. Za wszystko.
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego spotyka mnie tyle złego? Za co mnie Bóg karze ?
To dlatego tak strasznie krzyczałam w szpitalu, po drugiej ciąży, dlaczego On mi to robi?
Obraziłam się, bo nie potrafiłam tego zrozumieć...
Trzeba było wielu lat, żebym zaczęła szukać odpowiedzi...

Dobre, miłe doświadczenia są piękne, ale raczej nie uczą nas siebie samych. Usypiają nas, nie zmuszają do myślenia, do szukania... Nie zastanawiamy się nad sobą, nad innymi. Przyjmujemy wszystko tak,  jak by nam się należało.
Złe doświadczenia, to dwie drogi.
Możemy zamknąć się we własnym bólu, udręce, cierpieniu i nigdy nie wyjdziemy poza te uczucia.
Z biegiem lat staniemy się zgorzkniali i pełni nienawiści do świata, ludzi, rzeczywistości...
Będziemy nosić w sobie poczucie krzywdy...
 Byłam bardzo bliska tego. Widziałam ludzi o podobnych przeżyciach i co one z nimi zrobiły.
Nie chciałam tak... Ja chciałam, by w końcu coś w moim życiu było normalne...
Nie było łatwo. Musiałam nauczyć się walczyć ze swoimi własnymi nastrojami. Pokonać chęć ucieczki przed ludźmi. Otworzyć się na nich...
 Myślę, że adopcja, a co za tym idzie, moje dzieciaki, bardzo mi pomogła.
Nie można nosić w sobie złości, nienawiści przy dzieciach, bo one to natychmiast wyczują, a ja nie chciałam być toksyczną matką...
Musiałam nauczyć się uśmiechać nie tylko mimiką twarzy, ale także sercem.
Nigdy nie zapomnę moich biologicznych dzieci.
Ale wspomnienie o nich już nie boli...

Poprzez tamto cierpienie nauczyłam się doceniać Dar, który dostałam w zamian.
Czerpać z niego radość, cieszyć się najmniejszą chwilą spędzaną z dziećmi. Pokonywać codzienne problemy, których nie brakowało w ich wychowaniu.
One były moją siłą. I są nadal.
Świadomość, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, daje mi chęć do życia.
Każdy człowiek chce mieć świadomość, że jest kochany i potrzebny.
Ja ją mam.
To solidny fundament.
Staram się być dobrym człowiekiem.
Czasem jestem zołzą. Bywam złośliwa i sarkastyczna...
Ale generalnie lubię ludzi. Mimo Zła, którego doświadczyłam.
Mam bardzo dużo szczęścia do mądrych, wrażliwych ludzi, którzy uczą mnie dobroci i piękna.
Zawsze mnie to zaskakuje, czym sobie na to zasłużyłam, że akurat tacy są w moim życiu...
Ale jestem przykładem na to, że można pokonać własne koszmary i tak zwyczajnie pokochać ludzi...

A wracając do Boga.
Bardzo długo miałam żal do Niego, dlaczego zgotował mi taki los. Dlaczego było w moim życiu tyle cierpienia...
Dziś wiem, że Bóg jest mądrym, dobrym Facetem, który właśnie dlatego, że jest w Nim Dobroć, nie krzywdzi.
To my, ludzie przypisujemy Mu wiele zła...
 Uwielbiam spacery po lesie, łąkach.
Tam odnajduję Boga.
W kwiatach, trawach, krzewach, w krzyku żurawi....
To wszystko jest tak piękne, że czasem aż traci się oddech ze wzruszenia...
Czy Ktoś, kto Potrafił dać nam tyle piękna, może życzyć nam źle?
Często za nieszczęściami, ktore nas spotykają stoi przypadek, czyjaś zła wola, głupota...
Myślę, że całe zło, które nas spotyka, jest po coś.
Żeby zrozumieć siebie, a później innych...
Po co nam ta wiedza?
Bo daje równowagę wewnętrzną.
Bo pozwala odnaleźć się w codzienności, pogodzić się ze sobą. Nie szarpać się, bo to niszczy.
Kiedyś mogłam zamknąć się w swoim żalu. Mogłam zapić się. Nie wiem.
Mogłam zniszczyć siebie,a przy okazji tych, którzy mnie kochali, lubili, dla których byłam ważna.
Nie byłabym tutaj, na tym etapie...
Nie mówię, że jestem szczęśliwa, bo muszę jeszcze wiele zrozumieć, pokonać samą siebie...
Ale dziś bywam szczęśliwa. A to już dużo, bo teraz znajduję w tym "bywaniu" radość...
 Jestem zwyczajną kobietą. Dla świata nikim. To bez znaczenia.
W moim świecie jestem kochana i potrzebna. Jestem ważna dla moich Bliskich i Przyjaciół.
A przede wszystkim DLA SIEBIE....
Bo, pogodzona, potrafię dać Innym ciepło i życzliwość...
Bo to ze mnie wypływa to, co mogę ofiarować....


1 komentarz:

  1. "jestem ważna dla siebie". to chyba podstawa wszystkiego. odkrywam to teraz.
    czytam, wzruszam się, dziękuję!
    uściski!

    OdpowiedzUsuń