wtorek, 25 marca 2014

Sumienie, to pojęcie względne...

Wspomnienia są integralną częścią naszego życia.
Czerpiemy z nich siłę, albo ciągłe udręki..
Każdy ma w swoim życiu takie chwile, kiedy zastanawia się, czy w danej sytuacji postąpił słusznie.
Czy podjęta wtedy decyzja, była dobra...

To ,wydarzyło się kilkanaście lat temu...

Któregoś dnia dostałam list. Od siostry mojego ojca.
Utrzymywałyśmy z sobą niewielki kontakt, więc jej list zdziwił mnie bardzo.
Rozerwałam szybko kopertę..
To, co przeczytałam..
Pisała o moim ojcu.
Leżał w szpitalu, ciężko chory. Napisała, że bez względu na wszystko, jest moim ojcem i powinnam go odwiedzić w szpitalu.
Właściwie, to nawet nie była prośba. Stwierdzenie faktu, że jest moim ojcem, a ja jego córką.
I dlatego coś mu się ode mnie należy.
Tylko kochana ciotunia zapomniała, że jest jeden problem.
Otóż mój ojciec przestał nim być z chwilą, kiedy na własne życzenie wypisał się z mojego życia.
A ciotka napisała do mnie, jak gdyby to nie miało żadnego znaczenia...
Miało.
Miało znaczenie przez całe moje dzieciństwo...
I chyba to właśnie ciągnie się za mną  do tej pory.
Przez jeden list, który miał poruszyć moje serce i sumienie...
A wywołał wściekłość, żal i łzy....
Trzymałam go w dłoni i wszystkie lata dzieciństwa stały mi przed oczyma...

Tęsknota.
To powszechne, że ludzie rozstają się. Że, kiedy jest im ze sobą źle, decydują się na rozwód.
Ale starają się, by ich decyzja nie zraniła zbyt głęboko dzieci. Utrzymują z nimi kontakt, uczestniczą w ich życiu...
Mój ojciec, z chwilą kiedy odszedł, natychmiast zapomniał. Przypominały o nim tylko wydzierane przez komornika alimenty, bo sam płacić nie chciał.
Dla dziecka, to nie było ważne.
Liczył się tylko fakt, że jednego dnia tata jest, a już następnego nie ma go.
 Urodziny, imieniny, żadnej kartki, żadnego znaku życia. Nic. Nawet kwiatów na cmentarz nie dało się zanieść. Bo przecież żył, a tak jak by umarł...
Nie było go nigdy. Ani w radości ani w smutku...
Nie było go pośród tych strasznych, przerażających nocy, kiedy wołałam go, by mnie obronił...
Nie było zdjęć, które pozabierał... Jego twarz zacierała się w mojej pamięci coraz bardziej.
Pamiętam tylko tą straszną tęsknotę za nim, która powoli zaczęła przeradzać się w nienawiść, a później w niechęć i pogardę...

Czasem jest jakieś zdarzenie. Nie rozumiemy go do końca.
Wtedy.
A odpowiedź, zrozumienie, dostajemy po latach...

Zbliżała się moja komunia.
Bardzo chciałam, żeby był na niej ojciec.
 Kiedy zapytałam matkę, czy mogę go zaprosić, odpowiedziała krótko, że i tak nie przyjedzie.
Ale ja uparłam się.
Tak bardzo chciałam, żeby przyjechał... Tak wiele chciałam mu powiedzieć... Myślałam, że jak przyjedzie, to wszystko się zmieni i wszystko będzie już dobrze...
Napisałam do niego list.
Adres ściągnęłam chyba z przekazów z alimentami, już tego dokładnie nie pamiętam.
W tym liście napisałam, jak bardzo za nim tęsknię... Jak bardzo zależy mi na tym, żeby przyjechał, bo chcę mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Że to jest naprawdę bardzo ważne i nikt o tym nie wie...
 Napisałam, że jestem nieszczęśliwa...
Miałam zaledwie 8 lat, ale już wtedy potrafiłam przelać na papier własne myśli i uczucia.
Nikt nie wiedział o tym liście.
A ja do dnia komunii, chodziłam, jak błędna owca...
Codziennie wracałam ze szkoły z nadzieją, że w domu będzie na mnie czekał list z wiadomością, że przyjedzie.
Nigdy nie doczekałam się odpowiedzi...
Jeszcze w dniu komunii miałam nadzieję, że pojawi się i zrobi mi niespodziankę...
Pamiętam tą chwilę, kiedy matka ze swoją przyjaciółką ubierały mnie do kościoła, a ja cały czas patrzyłam na drzwi, że może... że może jednak spełni się moje marzenie...
Tylko gdzieś tam, podświadomie dziwiłam się, dlaczego one tak dziwnie się zachowują...
Są dla mnie bardzo serdeczne i co rusz płaczą. Byłam przekonana, że przeżywają to, że idę do I Komunii...

Prawdę poznałam po wielu latach.
Po śmierci matki, znalazłam w jej dokumentach list od ojca, napisany do niej kilka dni przed moją komunią.
Do dziś czuję obrzydzenie, kiedy przypomnę sobie jego treść.
Kilka kartek takiego jadu i nienawiści, jaką trudno sobie nawet wyobrazić.
I pretensje do niej, jak mogła mi podyktować taki list, który miał go wzruszyć i zmusić do przyjazdu...
8- letnie dziecko nie mogło napisać TAKIEGO listu!
Nawet mnie nie znał!
Nie wiedział, ile już wtedy znaczyło dla mnie pióro i co potrafię z nim zrobić...
Nie chciał mnie poznać. Nie chciał wiedzieć o mnie nic.
Nie istniałam dla niego. Nawet nie próbował....
A ja łudziłam się, że mnie uratuje...
Przecież jeśli prosi nas o pomoc nawet ktoś obcy, to staramy się pomóc....

Wiele ludziom wybaczyłam. Ale tego, że mnie ojciec nagle z dnia na dzień wykreślił ze swego życia...
Nie mogę wybaczyć, nie umiem....

Kiedy czytałam tamten list ciotki...
Wiedziałam, że nie pojadę.
Było we mnie zbyt wiele żalu do niego . Bałam się, że tam ,w szpitalu to wszystko wyleje się ze mnie. 
Był już dla mnie obcym człowiekiem.
Gdyby był zdrowy, przyjechał do mnie, to być może wtedy to wszystko też wyglądałoby inaczej.
Miałabym prawo myśleć, że coś zrozumiał.
Miał na to kilkadziesiąt lat. Dopiero, kiedy wiedział, że zostało mu niewiele życia, chciał...
Wybaczenia? Pojednania?
Nie byłam na to gotowa.
 I chyba nie jestem do tej pory.
Nie potrafię mu wybaczyć nawet w myślach.
Nie staram się też go usprawiedliwić.
I sumienie mam, jak by kto pytał. Ale posiadania tego sumienia wymagam też od innych.
A przynajmniej od kogoś, kto powinien był je mieć.
Wiele lat temu...


 

7 komentarzy:

  1. Bardzo Cię rozumiem. Kiedy umierał ojciec bliskiej mi osoby, który za życia był zmorą dla rodziny, jego żona przez cały czas prała mózg dzieciakom gadkami typu "to wasz ojciec, nie ważne co się wydarzyło". Rozumiem, że nienawiść jest destrukcyjna i w naszym interesie jest uwolnienie się od niej, ale bez przesady - nie muszę przecież od razu nad taka osobą się rozczulać, tylko dlatego, że przyzwoitość tak nakazuje, a we wewnątrz cała zgrzytam od sprzeczności. Takie działanie powinno wychodzić z naszego serca, a nie z poczucia zewnętrznego nakazu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, Gaja. Ludzie nie zdają sobie często sprawy, że całe życie pracują i na szacunek do siebie i na to, by umierać tak, jak na to zasłużyli. Na to, by Odchodzili mając przy sobie kochające rodziny, kochające dzieci. Tylko, że aby tak było, trzeba najpierw samemu dać tą miłość. Mnie trudno było wykrzesać do ojca jakiekolwiek uczucia, bo nikt mnie tego nie nauczył, a on sam najmniej. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi przykro... Nie miałaś dobrego wzorca.... Nie wiem co dodać... Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże jakim to trzeba byc człowiekiem!
    Nóż się otwiera w kieszeni!
    Nie potrafię wyrazić za pomocą kulturalnych słów myśli, które wirują w mojej głowie!
    Jestem bardzo ciekawa czy szanowna ciotka stała w Twojej obronie, kiedy Ty jako dziecko potrzebowałaś ojca!! Szczerze wątpię!
    Szlag mnie trafia, kiedy słyszę z ust osób trzecich takie komentarze, wręcz górnolotne nakazy i wzbudzanie żalu!
    Mieszanie w naszych głowach, bez brania pod uwagę tego co my tak naprawdę czujemy! To się nie liczy!
    Jestem na etapie swojego życia, kiedy słyszę z ust Mamy: "to twój ojciec,należy mu się szacunek".
    Szacunek? Szacunek dla kogoś, kto całe życie obrzucał mnie błotem? Zniżał do poziomu mrówki? Zastraszał? Przez którego najlepsze lata swojego życia byłam wrakiem człowieka? Szacunek?
    I mówi to kobieta, która całe życie była poniżana i nadal tkwi w tym chorym "związku"!
    Nie mówmy o szacunku!
    Czego uczymy w takim wypadku nasze dzieci? Tego, że można innym pluć w twarz, a oni wybaczą i będą udawali że to deszcz?
    Mimo wieku, mimo tego co się stało i nadal się dzieje...często płaczę w poduszkę, choć powinnam wykrzyczeć mu w twarz jakim jest człowiekiem...

    Ściskam Cię Kochana najmocniej jak umiem :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czesciowo obraz Twojego ojca jest jakby portretem mojego ex meza, ktory juz nie raz wykrzyczal mi(tak jak Twojej mamie) to czy tamto, twierdzac, ze jak to syn moglby cos takiego zrobic/napisac sam (maly dal mu laurke na Walentynki jakies 2-3 lata temu wykonana na klasie religii). Ex przybiegl i z piana w zebach rzucil przy dziecku nia mi w twarz wrzeszczac przy tym bym dziecka "nie uzywala" aby on do Nas wrocil...Moj syn ma minimalny kontakt z ojcem, a wlasciwie zaden poza wizyta raz na jakis czas i widze jak to dziecko cierpi, jak by chcialo wiele a to wiele dla jego ojca jest nic bo ten czlowiek wraz z rozpadem malzenstwa dokonal niemal uciecia relacji ojciec syn. Dla mnie ten czlowiek to tylko jest ojcem na papierze, moj syn juz zauwaza jaki on jest, mysle jak dorosnie moze miec podobne jak nie te same odczucia co i Ty...z miliona wlasciwie powodow i to jest smutne!
    Tule:*

    OdpowiedzUsuń
  6. o Matko.
    Nie wiem co bym w takiej sytuacji zrobiła ale patrząc na moją siostrę leżącą na szpitalnym łóżku .. było mi przykro ale gdyby nie to że zmuszono mnie żebym tam pojechała to bym nie jechała. a jak kilka dni temu byłam matkę zawieźc w odwiedziny to nie weszłam.
    Pewnych rzeczy nie da się załagodzić.
    Jeżeli ktoś wykreśla Nas ze swojego życia to musi liczyć sie z konsekwencjami.

    OdpowiedzUsuń
  7. niestety, o miłość i szacunek trzeba każdego dnia walczyć, być,


    takie to smutne, przykre.......

    OdpowiedzUsuń