czwartek, 20 marca 2014

Panta rei....

Ten moment, ta chwila przychodzi nie zauważona...
Jeszcze jest w nas dziecko, dziecięce doznania, a nagle na ulicy, w sklepie, urzędzie ktoś zwraca się do nas per "pani"... Oglądamy się zdziwione, do kogo to słowo i uświadamiamy sobie z zawstydzeniem, że to do nas... Że, choć czujemy się jeszcze, jak małolaty, to inni widzą w nas już dorosłego człowieka...
Mamy kilkanaście lat i z dnia na dzień musimy być odpowiedzialne, mądre, po prostu dorosłe...
Wychodzimy za mąż, ale jeszcze tego nie czujemy.
Jeszcze nie wiemy, co tak naprawdę oznacza ta dorosłość...
Dopiero, kiedy na świat przychodzą nasze dzieci....
O, tak...
To wszystko zmienia. A przede wszystkim nasz sposób myślenia.
Jesteśmy często zmęczone, mamy dość codziennych obowiązków, kaszek, pieluch, płaczu dziecka, jego dziecięcych chorób...
Ale nasze życie jest takie pełne i za nic nie chciałybyśmy powrotu do tego okresu, kiedy w naszym życiu nie było dziecka...
Bo ono nadaje sens naszemu życiu...
Zajmujemy się domem, dzieckiem, często też jeszcze pracujemy zawodowo....
Każdy dzień jest taki intensywny... Wciąż coś się dzieje...
Żyjemy mocno i do bólu...
A nasze dzieci rosną, zaliczają przedszkole, szkołę....
Dorabiamy się w międzyczasie domu, samochodu, w pracy awansujemy...
Wszystko jest takie mocne, pełne...
Dzielimy nasze życie z mniej lub bardziej kochanym partnerem...
Ale dzieci są najważniejsze...
Nasz dom jest pełen gwaru, śmiechu....
Któregoś dnia  zauważamy ze zdziwieniem, że nasze dzieci już dziećmi nie są.
Idą do pracy, albo na studia..
Jest ich w domu coraz mniej, aż w końcu znikają na dobre...
Dzwonią, interesują się nami, ale nie jesteśmy już tak bardzo potrzebne im, by były szczęśliwe....

I nagle odczuwamy niesamowitą pustkę....
Ta kobieta  w lustrze, z pazurkami wokół oczu, ze zmarszczkami przy ustach...
TO JA ???
To boli.
Gdzie podziała się ta młoda dziewczyna, której oczy jeszcze nie tak dawno błyszczały przed pierwszą randką?
Gdzie jest ta młoda kobieta uśmiechająca się czule do swego maleńkiego dziecka???
Z lustra patrzy na nas kobieta o zmęczonym wyrazie twarzy, pooranej zmarszczkami codziennych zmartwień, trosk... Włosy z pasemkami siwizny, które ukrywamy pod warstwą farby....

STAROŚĆ???.............. NIEEEE!.........

Wiedziałyśmy, że nas dopadnie, że przyjdzie....
Widziałyśmy starość naszych matek, ciotek, sąsiadek....
Wiedziałyśmy, że nas to też czeka....
Ale dlaczego już?
 Za wcześnie, za szybko.... Przecież jesteśmy jeszcze młode. Mamy zaledwie czterdzieści parę lat, może mniej....
Przecież zaledwie wczoraj byłyśmy dziećmi... A chwilę temu młodymi kobietami...

Mnie te myśli o starości dopadły, kiedy skończyłam 37 lat....
Pamiętam, kiedy to sobie uświadomiłam.
Syn był już duży. Były wakacje i całe dnie ganiał z kolegami za piłką...
Mąż do pracy, a ja zostawałam sama.
Oczywiście książki, pisanie, ale to było zawsze.
Codzienne obowiązki były już jednak zdecydowanie mniejsze.
Nagle poczułam się już niepotrzebna... I stara. Tak, jak by coś ważnego było już za mną...
Wszystko zaczęło toczyć się wolniej....
Nagle zaczęły przyplątywać się jakieś niechciane choroby...
Drobne skaleczenia, jakieś ranki nie goiły się już, jak na psie...  Lustro też było moim przeciwnikiem.
Przytyłam, przestałam siebie lubić...
I tylu rzeczy nie mogłam już zrealizować...
To przytłaczało. Rodziło niechęć do życia....
Ale już byłam silna.
I mój apetyt na życie wciąż był bardzo mocny.
To wtedy w naszym domu zjawiła się mała M. ....
Odżyłam :)
Myśli o starości zniknęły. Na wiele lat. Opieka nad córką, jej choroba i walka z nią dały mi... drugą młodość?.... Chyba tak...

Dziś jestem już o dwadzieścia lat  bliżej do końca mego kalendarza...
Od pierwszej myśli, że zaczynam się starzeć minęło sporo czasu..
Miałam dość czasu, żeby oswoić się z tą myślą...
Oswoić młodość, dojrzałość, starość....
Chyba z tą ostatnią najtrudniej mi idzie...
Dużo choruję i są to niestety, choroby przewlekłe, z którymi muszę żyć...
Dzieci też już dorosłe....
Coraz bardziej uświadamiam sobie, jak wiele jest już za mną. I jak wiele marzeń jest już nie do zrealizowania ze względu na wiek...
Zastępuję je nowymi, bardziej realnymi...
A przede wszystkim doceniam to, że żyję, że jestem...

Buduję swoją własną radość z każdego dnia, z drobiazgów....
Wiem, że nie cofnę czasu, że młodość jest już dawno za mną...
Ale ten dzisiejszy okres też jest piękny.
Jest w tej chwili we mnie takie wyciszenie, spokój...
I wciąż mam niesamowity apetyt na życie...
Wiele lat pisałam z potrzeby serca. Dla siebie, dla grona najbardziej zaufanych przyjaciół.
Teraz robię to publicznie.
To też ma sens.
Nie chcę nikogo epatować moimi przeżyciami. To nie o to chodzi.
Znam ludzi, którzy przeżyli zdecydowanie więcej, niż ja.
Ale uświadomienie sobie kruchości życia, jego ulotności sprawia, że to najlepszy czas, by zacząć robić podsumowania...
Wiem, że mój kalendarz z każdym dniem jest coraz cieńszy. Ale to nie o to chodzi.
Mam nadzieję na jeszcze wiele lat życia.
Chcę cieszyć się moimi dziećmi, wnukami...
A przede wszystkim wciąż szukać siebie, swojej własnej recepty na dobre życie...
Dojrzałość daje inne spojrzenie na siebie, na otaczającą rzeczywistość.
Uświadomiłam sobie, że już nie muszę tak gonić, że już nic nie muszę...
Nie muszę zabiegać o akceptację innych.
Jeśli, ktoś mnie lubi i chce mnie w swoim życiu, to dobrze. Ale nic na siłę.
Ja też nie lubię wszystkich i też mam do tego prawo.
Skupiam się na sobie, bo tego potrzebuję. Bo wiem, że dzięki temu mogę dać innym z siebie o wiele więcej.
Jest we mnie bardzo dużo pokory, bo wiem, jak niewiele zależy od nas samych...
Mogę mieć tysiące planów, a wystarczy jeden leciutki podmuch Losu, a wszystko to zniknie...
Wszystko jest bardzo kruche...
Ale, jeśli gdzieś ktoś kiedyś pomyśli. że moja obecność w jego życiu mu pomogła, to po co mi więcej? Przecież mnie nie zależy na pałacach, super brykach.
Podróże po świecie też już mam za sobą, i najlepiej mi tutaj...
Najdoskonalsze, najlepsze, co mogłam dostać w życiu, to uczucia ludzi, którzy mnie znają, szanują i tak zwyczajnie lubią.
To mam. To mi daje poczucie bezpieczeństwa, bo tego szukałam wiele lat... Dlatego w przyszłość patrzę ze spokojem. Bo cokolwiek ona przyniesie, mam w sobie dość sił, by to przyjąć...

Jeszcze nie zastanawiam się zbyt często, czy za tą Granicą Życia jest Inne...
Ale pewnie któregoś dnia zacznę i to analizować...
Dziś jest mi dobrze. Tutaj i teraz...






5 komentarzy:

  1. Widzisz.. ja cały czas uważam, że Młodość jest w Nas..
    Nie metryka decyduje a Nasze serce..
    Dlatego czasami czuje się jak babcia a czasami jak podlotek..
    Młodość gra CI w duszy Kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o tym :) Ale trochę na tą młodość w sercu musiałam popracować :)
      Warto było :)

      Usuń
  2. a ja czasami mam wrażenie, że chciałabym życie przyśpieszyć, by dotrzeć do granicy, gdzie będzie spokój i wyciszenie

    a czasami chcę zatrzymać każdą płynącą minutę- by życie nie mijało tak szybko, by nie uciekało, by trwało jak najdłużej ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Arte, Arte :) Tak dużo w Tobie niecierpliwości...
      Nie da się zatrzymać, spowolnić, czy przyspieszyć czasu.... Akurat na to mamy najmniejszy wpływ, dlatego często mówię "niech się dzieje!", i cieszę się każdą darowana sekundą, jaka by nie była... Uściski, Kochanie :)

      Usuń
    2. Chyba tak, nawet gdy siedze przebieram nogami...

      chcialabym opanować radochę z chwil na stale, a to trwa chwile, chwila na szczycie a potem bach, jazda w dol, ech

      pozdrawiam :)

      Usuń