wtorek, 4 marca 2014

Nareszcie, ku Słońcu:)

Moje życie było jednym wielkim pytaniem ....
Wciąż mnie dręczyło to ciągłe " dlaczego? "
Nie znajdowałam na nie odpowiedzi....
Było we mnie za dużo cierpienia, za mało spokoju i wybaczenia.
Nie byłam gotowa na szukanie odpowiedzi...

Tymczasem życie toczyło się dalej. Wiedziałam już, że nie mogę mieć  biologicznych dzieci...
Pamiętam, że wśród tych wszystkich moich koszmarów, jedno było dla mnie bardzo ważne. Choćby nie wiem co miało mnie jeszcze spotkać, nie wolno mi przenosić mojej nienawiści do Losu, Boga, świata -  na dzieci. One zawsze były najważniejsze.
Zostało mi  tylko jedno, czego nie mogę przełamać do dzisiaj.
Nie lubię nowo narodzonych dzieci. Może nie to, że nie lubię. To chyba nawet nie o to chodzi.
Po prostu, nie chodzę w gościnę do świeżo upieczonych mam. Bo wtedy wracają dawne przeżycia, a to do niczego nie jest mi już potrzebne...

To, co przeszłam, nie zniszczyło we mnie pragnienia posiadania dziecka.
Dlatego zaczęliśmy starać się o adopcję...
Wiem, że są kobiety, które nie chcą mieć dzieci. Nie to, że nie mogą. Nie chcą. Po prostu, nie czują instynktu macierzyńskiego. Zdają sobie z tego sprawę i są konsekwentne. Ustawiają sobie tak życie, że do szczęścia dziecko nie jest im potrzebne. Szanuję ich wybór. Mają do tego prawo.
To nie sztuka, mieć dzieci. Sztuką jest ich wychowanie. A jeśli się tego nie czuje, to szkoda zachodu.
W domach dziecka 95% dzieci, to sieroty społeczne.
Pytano mnie nieraz, czy się nie bałam. Bo wiadomo, że dzieci stamtąd  pochodzą z rodzin patologicznych i kiedyś może odezwać się ich pochodzenie.
Ale prawda jest też taka, że w każdym człowieku jest 20% genów, a reszta to wychowanie.
Poza tym, nikt z nas nie jest idealny. Mamy wady i zalety i powołując na świat nasze biologiczne dziecko, wcale nie mamy pewności, że odziedziczy po nas tylko te dobre cechy... Możemy przecież wyhodować sobie potwora z własnej krwi...  Pochodzenie dziecka, to nie był dla mnie nigdy żaden argument...

KAŻDE DZIECKO POTRZEBUJE MIŁOŚCI.
KAŻDE.
BEZ WYJĄTKU.

Na naszego Malucha czekaliśmy dwa lata...
Nieraz, wieczorami, kiedy był czas na spokojne rozmowy zastanawialiśmy się, jakie będzie to nasze przyszłe dziecko. Jakiej będzie płci, jak będzie wyglądać....
Strasznie nam się dłużyło to oczekiwanie....
Kiedy więc dostaliśmy telefon, że to już, że mamy się zgłosić do Ośrodka, zaczęło się niesamowite szaleństwo:)
Zobaczyliśmy go jeszcze tego samego dnia.
3- letni blondas, który na nasz widok, zaczął niemiłosiernie płakać.
W swym króciutkim życiu przeszedł tak wiele, że bał się dorosłych.... Zobaczyłam przez sekundę siebie...
Wiedziałam natychmiast, że stanę do walki z całym światem, zrobię wszystko, żeby był szczęśliwy.
A on po prostu płakał i w nosie miał zabawki, które mu przywieźliśmy.
Kiedy jednak zaczęłam bawić się autkiem przeznaczonym dla niego, pomału zaczął się uspokajać.
Łzy obeschły:)  W pewnej chwili mąż posadził go sobie na kolanach i zaczął mu opowiadać historię tego samochodziku. Ale Mały nie słuchał. Patrzył tylko na męża... Wielki, duży facet i maleńki chłopczyk...Patrzyłam w jego oczy... Tam było wszystko...
Niedowierzanie, nadzieja, zdumienie, że ten pan chce się z nim bawić... I coś jeszcze.
Wiedziałam.
Pokazałam mężowi na migi, żeby go pocałował, a ten natychmiast to zrobił.
Wyraz jego oczu, twarzy...
To było samo, najczystsze szczęście... Nigdy, do końca życia nie zapomnę tego...
Zdławił mnie szloch... Odeszłam do okna, żeby nie przestraszyć chłopca...
A on zsunął się z kolan męża i podbiegł do mnie. Pociągnął mnie na dół. Kiedy przykucnęłam, zaczął wycierać moje łzy...
- Mama, nie -....uśmiechał się...
Po raz pierwszy usłyszałam to wyśnione, wytęsknione słowo....
Kiedy, po chwili do pokoju wszedł jeden z wychowawców, zastał trójkę wariatów, która płakała, śmiała się i nawzajem wycierała sobie z twarzy łzy radości...
Wiedzieliśmy już, że w tym momencie staliśmy się rodziną. Na dobre i złe.

Następne dwa tygodnie były  pełne emocji, wzruszeń i szalonej tęsknoty za Małym...
Jeździliśmy do niego prawie codziennie. Poznawaliśmy się nawzajem.
Mały okazał się pogodnym, wesołym chłopcem, który czując naszą miłość, rozkwitał.
Jedyne słowa, jakie mówił to: mama i tata. Nie potrafił nic więcej. Po tygodniu wymawiał już swoje imię.
 A każdy nowy wyraz, który udało mu się powtórzyć za mną, kwitował szalonymi wybuchami radości:) 
Po dwóch tygodniach, dzięki niesamowitej pomocy wielu życzliwych ludzi, którzy widzieli naszą tęsknotę za sobą, mogliśmy go stamtąd zabrać. Do domu.
Do naszego domu, który czekał już na przyjęcie w swoje progi naszego synka.
Naszego małego, wyśnionego Dziecka....
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że nasze życie tak bardzo się odmieni...

 Że nareszcie wszystko zacznie nabierać jasnych barw...
Czekałam na to prawie 30 lat.
Warto było, bo dopiero teraz, tak naprawdę do końca, poczułam smak radości i szczęścia.
Moje koszmary zniknęły. Odzyskałam wewnętrzny spokój, poczucie bezpieczeństwa...
A to wszystko za sprawą dwóch maleńkich łapek, które przytulały, łaskotały...
I ust, które albo wycinały na mej twarzy siarczystego buziaka, albo szeptały na jedno ucho - mama, kocham cię, a na drugie ucho - lubię cię:)
Czy można chcieć więcej?:) ...











10 komentarzy:

  1. Siedzę i ryczę... Po prostu beczę jak Wy wtedy... Cieszę się, że ten maluch Cię uratował.... Ze wzruszenia nie wiem co napisać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozryczałam się jak kretynka. To co opisałaś jest tak piękne, tak emocjonujące. Cudnie się czyta takie piękne historie. Ale wierzę też, że to dopiero początek jeszcze piękniejszej opowieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie:)
      Mogę Ci tylko pozazdrościć intuicji:)
      W moim życiu paskudy mieszają się z naprawdę cudnymi chwilami... Jeszcze nie skończyłam mojej opowieści...
      MIŁEGO WIECZORU:)

      Usuń
  3. Bardzo wzruszający jest Twój post i bardzo optymistyczny dla osób które myślą o adopcji . Każde dziecko potrzebuje miłości a wasz chłopczyk znalazł ja u was;}}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię:)
      Adopcja to jeden ze sposobów, by mieć dzieci. Dobry, jak każdy inny:) My to już wiemy:)
      Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
  4. Siedzę i ryczę...
    Jakie szczęście ma Wasz Synuś,że trafił na tak wspaniałych ludzi.
    Pracowałam w Domu Małego Dziecka,takie historie wzruszają mnie jak żadne inne..
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie Płacz, Kochana, nie Płacz...
      Każdy ma swój Los do przeżycia. Każdemu inaczej się plecie...
      I nic nie dzieje się bez przyczyny, bo wszystko nas czegoś uczy...
      Przytulam Cię mocno:)

      Usuń
  5. Dzieci zmieniają nasze życie :)
    Kochamy je szczerze, a one odpłacają nam bezgraniczna miłością :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie:) Dzieci odpłacają bezgraniczną miłością tylko wtedy, jeśli dostają to samo, prawda?:)
      Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń